Wpisy archiwalne w kategorii
2011 Jesieniki - Karkonosze
Dystans całkowity: | 642.70 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 29:13 |
Średnia prędkość: | 22.00 km/h |
Maksymalna prędkość: | 65.70 km/h |
Suma podjazdów: | 10028 m |
Maks. tętno maksymalne: | 168 (90 %) |
Maks. tętno średnie: | 136 (73 %) |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 91.81 km i 4h 10m |
Więcej statystyk |
Szpindlerowy Młyn - Kostalov - Szpindlerowy Młyn
Czwartek, 15 września 2011 Kategoria 2011 Jesieniki - Karkonosze, 50-100 km
Km: | 68.50 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:58 | km/h: | 23.09 |
Pr. maks.: | 58.50 | Temperatura: | °C | HRmax: | 150150 ( 81%) | HRavg | 124( 67%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 968m | Sprzęt: Szosa (b'Twin Sport 3) | Aktywność: Jazda na rowerze |
Przełęcz Okraj + Spindlerova Bouda z Vrchlabi
Wtorek, 13 września 2011 Kategoria Powyżej 100 km, 2011 Jesieniki - Karkonosze, Challenge BIG
Km: | 110.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 05:44 | km/h: | 19.22 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | HRavg | ||
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 2150m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Z rana słonecznie i stosunkowo ciepło, 14 stopni. Prognoza pogody niby dobra. Po wyjściu przed hotel okazuje się że piździawka jest gorsza niż w mazowieckim więc wracam się po windstopper. Wyjeżdżamy z lekkim opóźnieniem z Karpacza w stronę Kowar. Okazuje się że skręcamy nie w tę krzyżówkę co trzeba i trochę błądząc docieramy do Kowar. To rozpoczynamy podjazd pod przełęcz Okraj. Jak jechałem ją na świeżości w maju nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Dziś ciągnęła się jak guma mimo że nachylenie słabe. Po drodze minęło nas więcej ciężarówek i autobusów niże przez cały tydzień w Czechach. Na szczycie przełęczy oczywiście mega piździawka. Na zjeździe tak wieje że zjeżdżamy niewiele ponad 30 km/h. Na krzyżówce skręcamy w lewo na Horni Marsov i jedziemy główną drogą do Svoboda nad Upou. Oba miasteczka na pierwszy rzut oka nieciekawe. Stąd skręcamy na Janske Lazne i zjeżdżamy do centrum miasteczka. Miasteczko ładne, jest to znane uzdrowisko słynące z wód leczniczych. Cykamy parę zdjęć i stromym podjazdem cofamy się na krzyżowkę z której przyjechaliśmy i jedziemy fatalnym asfaltem, drogą 297 do nieciekawej miejscowości Cerny Dul. Tu wyjeżdżamy na ruchliwą drogę główna i dojeżdżamy do gdzie zmyleni durnym drogowskazem skręcamy w prawo rzekomo na Vrchlabi. Po paru km wyciągamy mapę i wracamy na główną drogę którą dojeżdżamy do dośc dużego i niebrzydkiego miasta Vrchlabi gdzie zatrzymujemy się na odpoczynek i gorącą czekoladę w przydrożnym pubie który już uprzednio testowaliśmy jadąc w odwrotną stronę. Stąd dobrej jakości asfaltem jedziemy szerokim poboczem drogi łagodnym i malowniczym podjazdem do pięknego Szpindlerowego Młyna. Tu okazuje się że bardzo kiepsko stoimy z czasem więc cykamy tylko parę fotek i natychmiast ruszamy dalej. Za szlabanem na końcu miasteczka rozpoczyna się znacznie gorszy asfalt i trochę trudniejsza, końcowa ośmiokilometrowa część podjazdu. Tu niestety zaczynam pomału opadać z sił. Zaczyna mnie boleć biodro więc stajemy gdzięś w połowie podjazdu żebym mógł zażyć ibuprofen i chwilę odpocząć. Po koniec podjazdu prawie kompletnie odcina mi prąd i jadę bezwolnie na ostatnim przełożeniu tocząc się ledwo co na gracy spadnięcia z roweru. Niesamowicie zmęczony wjeżdżam na szczyt przełęczy gdzi wieje okropnie i okazuje się że jesteśmy bardzo spóźnieni z minimalną szansą na zdążenie na obiad który mamy w ramach pakietu w hotelu. Mieliśmy początkowo zamiar dać najgorsze stromizny przełęczy Karkonoskiej z buta ale w tej sytuacji decydujemy się na karkołomny zjazd lawirując wśród dziur i garbów. Udaje nam się bezpiecznie zjechać i skręcamy w prawo na nieznaną nam drogę w stronę Borowic. Tu gubimy się i plączemy się po wsiach żeby w końcu wyjechać na znaną nam drogę do Sosnówki. Tu czeka nas jeszcze kilkukilometrowy ciężki podjazd do Karpacza. Fox mi odjeżdża, kręcę ostatkiem sił noga za nogą i cudem doczołguję się do Karpacza. Na szczęście tu czekają już tylko zjazdy do hotelu gdzie na parkingu przy samochodzie czeka Fox. Prosimy recepcję o interwencję w sprawie obiadu. Hotel Gołębiewski ładnie się zachowuje i restauracja czeka żeby nas obsłużyć i spokojnie pozwolić nam zjeść obiad. Wchodzimy niemal o 16:30 podczas gdy normalnie nie wpuszczają nikogo po 16-tej. Niespodziewanie wychodzi nam bardzo ciężki dzień z ponad 2000 metrów przewyższenia. Jesteśmy totalnie wyjechani.
Vrbatova Bouda
Sobota, 10 września 2011 Kategoria 2011 Jesieniki - Karkonosze, 50-100 km, Challenge BIG
Km: | 89.40 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:15 | km/h: | 21.04 |
Pr. maks.: | 60.00 | Temperatura: | 15.0°C | HRmax: | 159159 ( 85%) | HRavg | 130( 70%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1710m | Aktywność: Jazda na rowerze |
W kolejnym dniu urlopu zamierzamy pokonać drugi najtrudniejszy podjazd Karkonoszy Vrbatova Bouda. Ponieważ po kilku ciężkich dniach zaczynamy odczuwać coraz większe zmęczenie to żeby sobie ułatwić sprawę decydujemy się podjechać ponad 40 km samochodem do Harrachova żeby nie musieć pokonywać zbyt dużej ilości kilometrów. Podjeżdżając pod przełęcz Szklarską mijamy szosowca ubranego w cienką koszulkę z długim rękawem i krótkie spodenki. Wkrótce po zaparkowaniu samochodu pod hotelem Karolina w którym mieszkałem będąc tu w maju, ten sam szosowiec nas mija. Prognozy pogody były niezłe, rano na naszym balkonie było 14 stopni ale na wszelki wypadek nauczeni poprzednim dniem byliśmy ubrani w potówki, koszulki z krótkim rękawem, rękawki i nogawki. Parędziesiąt metrów po rozpoczęciu zjazdu decydujemy się stanąć i założyć jednak kurtki bo jest nam zimno. Po paru km na światłach na których jest ruch wahadłowy doganiamy mijanego szosowca i nawiązujemy rozmowę. Okazuje się że jest to 63-letni Ślązak z Zabrza, mieszkający w Hamburgu ale mający dom w Szklarskiej Porębie ponieważ uwielbia tu jeździć na rowerze i biegać na nartach biegowych. Uzgadniamy że spróbujemy pojechać razem do Jilemnic skąd zaczyna się podjazd na Vrbatową Boudę. Gość okazuje się nieźle wycieniowany i strasznie wyjeżdżony. Brał niedawno udział w 200 kilometrowym maratonie po Alpach i maratonie w Szwecji na którym przejechał ponad 300km w niezłym tempie. Naciąga nas mocno ale do Jilemnic utrzymujemy mu koło. Tuż po rozpoczęciu podjazdu tempo jest dla mnie za szybkie i puszczam koło. Fox próbuje gonić Ślązaka ale też po jakimś czasie nie daje rady. Za chwile po tym jak się robi wypłaszczenie zjeżdżamy się wszyscy razem i za chwilę stajemy bo Marian musi wracać. Wymieniamy się kontaktami i już we dwójkę jedziemy sami z Foxem dalej. Ten odcinek drogi należy do najładniejszych jakie widziałem. Jedziemy cały czas w pięknym lesie wśród gór wzdłuż rzeki wyśmienitym, szerokim asfaltem. Po drodze spotykamy a głównie mijamy dużo rowerzystów. Po jakimś czasie dojeżdżamy do jakiegoś parkingu za którym jakość parkingu się pogarsza a nachylenie znacznie zwiększa. Zaczynam łapać rytm i pomału odjeżdżam Foxowi. po kolejnych kilku kilometrach kolejny parking a za nim znaczne zwężenie i kolejne pogorszenie asfaltu. Stąd mnóstwo ludzi zmierza na samą górę. Po kilkuset metrach zaczyna się kompletne mleko i coraz większy chłód i wiatr. Widoczność spada do 50 metrów. Podjazd ciągnie się niemiłosiernie. Musze manewrować między ludźmi uważając na coraz częstsze dziury w asfalcie. W końcu wreszcie dojeżdżam do szczytu przełęczy i schroniska Vrbatova Bouda znajdującego się na wysokości 1395m. Fox dojeżdża ze stratą 2 minuty. Przjeżdżamy jeszcze kiloemetr asfaltem bo tak mi pokazuje Garmin ale nic dalej nie ma tylko piżdziawka, mgła i zjazd gdzieś w dół. Później dowiedzieliśmy się że można dojechać do kolejnej przełęczy, bodajże Łabskiej ale chyba droga dalej nigdzie nie prowadzi. Wracamy do schroniska gdzie wciągam dwie czekolady na gorąco a Fox herbatę i po paru minutach i ubraniu się we wszystko co mamy rozpoczynamy bardzo nieprzyjemny zjazd. Okulary momentalnie parują, widoczność fatalna podobnie jak i asfalt, ludzie po drodze i zakręty więc zjeżdżamy bardzo powoli trzymając cały czas za obie klamki hamulców. Po paru km dojeżdżamy do pierwszego parkingu a po krótkiej przerwie kolejne kilka km do drugiego. Stąd rozpoczyna się znów piękny i szeroki asfalt i zjeżdżamy aż do krzyżówki gdzie skręcamy w stronę Rokytnice nad Izeru. Od razu zaczyna się ostry podjazd. Ponieważ mięśnie mam totalnie wychłodzone podczas zjazdu jak tylko mocniej depnąłem dostałem skurczu w czworogłowca. Wciągam magnez w płynie i po chwili ruszam. Jedziemy pięknym świeżo położonym asfaltem przez kilka km pięknym lasem. Po drodze dużo rowerzystów. Po jakimś czasie zaczynają się rewelacyjne zjazdy aż do Rokytnice. Miasteczko jest podobno znanym czeskim kurortem sportów zimowych. Na nas sprawia fatalne wrażenie. Pełno tu jakichś opuszczonych, wypalonych fabryk, krajobraz jak po wojnie. W miasteczku bardzo kiepskie nawierzchnie, cały czas zjazd trzeba bardzo uważać na garby i dziury. Po pewnym czasie docieramy do głownej drogi na Harrachov którą już dwa razy jechaliśmy. Ostatnie dziesięć kilometrów jest trochę pod górę i ciężko nam idzie. Ja w każdym razie jestem totalnie wyjechany. Nie mam już checi nic dokręcać. Docieramy do samochodu i jak najszybciej zbieramy się z powrotem. Po drodze nabywamy regeneracyjne czeskie wyroby piwne i wracamy z powrotem. Jak po potrząśnięciu magiczną różdżką po polskiej stronie znowu ciepło i słonecznie podczas kiedy po czeskiej marźliśmy i jechaliśmy cały czas w bezsłonecznej pogodzie z przelotnymi mżawkami. Plan wyjazdu zrealizowany z mojej strony w 100%. Po odpoczynku postaramy się w kolejne dni jeździć głównie dla przyjemności.
Ślad GPS:
Ślad GPS:
Przełęcz Karkonoska + Przełęcz Szklarska
Piątek, 9 września 2011 Kategoria Powyżej 100 km, 2011 Jesieniki - Karkonosze, Challenge BIG
Km: | 100.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:34 | km/h: | 21.90 |
Pr. maks.: | 56.30 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 165165 ( 89%) | HRavg | 130( 70%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1635m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po przejechaniu ok. 200 km samochodem z Jesieników do Karpacza i dniu przerwy który upłynął na relaksowaniu się w Aquaparku hotelu Gołębiewski w którym zamieszkaliśmy, postanowiliśmy zmierzyć się z podjazdem uważanym za najcięższy podjazd szosowy w Polsce czyli przełęczą Karkonoską. Prognoza pogody zapowiadała możliwe przelotne opady i temperaturę trochę poniżej 20 stopni. Po wciągnięciu pysznego hotelowego śniadania zaczynamy się zbierać o wpół do ósmej rano. Na balkonie 8 stopni więc ubieramy się w podkoszulki termiczne z długim rękawem i koszulki rowerowe z długim rękawem na to i nogawki. Ponieważ udało mi się zorganizować w międzyczasie kasetę 13-29 która szczęśliwie dotarła w ekspresowym tempie kurierem do hotelu wyjechaliśmy samochodem umówieni z mechanikiem rowerowym w Karpaczu na zmianę kasety. Wymiana poszła szybko więc następnie zjechaliśmy samochodem do Podgórzyna gdzie zostawiliśmy samochód na stacji Orlen.
Stąd ruszamy przez Przesiekę. Od początku jest pod górę. Początkowo delikatnie ale szybko robi się coraz bardziej stromo. Asfalt dobry ale wąski, w jakimś momencie na dojeździe do zakrętu robi się prawie 16% nachylenia. Fox prosi o przerwę. Po chwili wjeżdżamy na totalnie dziadowską, wąziutką asfaltową dróżkę z napisamy 4000m i 20% na początku. Widok w górę mało zachęcający, po prostu ściana. Zaczynam jechać zygzakami ale zacząłem za ostro, tętno skacze mi za wysoko i mnie przytyka. Muszę stanąć. Mija mnie Fox który staje 200m wyżej łapiąc oddech. Ruszam po chwili i tym razem jadę znacznie spokojniej i zaczynam łapać rytm. Zaczyna świecić słońce, jestem totalnie spocony i zaczynam żałować że się lżej nie ubrałem. Mijam Foxa i ciągnę w górę spokojnie zygzakami. Nachylenie praktycznie nie schodzi poniżej 14%. Po kilkuset metrach zaczyna się lekkie wypłaszczenie i robi się ok 7%. Ten kilometr przejeżdżam łatwo po czym znowu zaczyna się ściana ok. 15%. Znowu jadę zygzakami ale rytmicznie bez zatrzymywania się. W końcu wyjeżdżam na wypłaszczenie i docieram do schroniska Spindlerova Bouda. Tu czekam na Foxa który ma wielominutową stratę. Nie dał rady wyjechać na przełożeniu 30x25 i ostatnie 500m dał z buta bo mówi że był bliski zawału. Nie mam wątpliwości że był to najtrudniejszy podjazd z jakim miałem do czynienia w Polsce i zupełnie nie mam chęci na niego wrócić. Na 30x25 na pewno bym go nie wyjechał w obecnej formie. Po czeskiej stronie wita nas wiatr, zimno, mgła i mżawka. Ubieram się w cienką kurtkę przeciwdeszczową, czapkę zimową i rękawiczki z długimi palcami i rozpoczynamy zjazd. Droga taka sobie ale na szczęście szeroka ale z kolei jest mokro więc trzeba uważać. Szybko dojeżdżamy do Szpindlerowego Młyna gdzie zaczynam czuć że zaczęły mi przesiąkać buty. Dopiero teraz zakładam neoprenowe ochraniacze zamiast zrobić to na początku zjazdu. Cykamy parę fotek ale cały czas mży więc szybko uciekamy. Miejscowość wygląda bardzo ładnie i chętnie bym tu wrócił przy lepszej pogodzie. Po długim zjeździe do Vrchlabi jestem całkowicie wychłodzony i szczękam zębami. Tu zatrzymujemy się w przydrożnej knajpie, pijemy gorącą czekoladę i herbatę i dochodzimy do siebie. Stąd główną drogą przez Jablonec na Jizeru dojeżdżamy do Harrachova. Prawie cały czas mży. Stąd czeka nas jeszcze podjazd na Przełęcz Szklarską koło Jakuszyc. Mocno wymęczeni mijamy ją i niamla natychmiast po polskiej stronie pojawia się piękna pogoda i słońce. Stąd pięknymi zjazdami przejeżdżamy przez Szklarską Porębę do Piechowic gdzie skręcamy na nasze typowe kiepskie drogi bez pobocza i po kilku kilometrach dojeżdżamy do Podgórzyna. Tu dokręcam brakujące mi 1,5km do 100 i wypompowani wracamy do hotelu.
Ślad z GPS:
Stąd ruszamy przez Przesiekę. Od początku jest pod górę. Początkowo delikatnie ale szybko robi się coraz bardziej stromo. Asfalt dobry ale wąski, w jakimś momencie na dojeździe do zakrętu robi się prawie 16% nachylenia. Fox prosi o przerwę. Po chwili wjeżdżamy na totalnie dziadowską, wąziutką asfaltową dróżkę z napisamy 4000m i 20% na początku. Widok w górę mało zachęcający, po prostu ściana. Zaczynam jechać zygzakami ale zacząłem za ostro, tętno skacze mi za wysoko i mnie przytyka. Muszę stanąć. Mija mnie Fox który staje 200m wyżej łapiąc oddech. Ruszam po chwili i tym razem jadę znacznie spokojniej i zaczynam łapać rytm. Zaczyna świecić słońce, jestem totalnie spocony i zaczynam żałować że się lżej nie ubrałem. Mijam Foxa i ciągnę w górę spokojnie zygzakami. Nachylenie praktycznie nie schodzi poniżej 14%. Po kilkuset metrach zaczyna się lekkie wypłaszczenie i robi się ok 7%. Ten kilometr przejeżdżam łatwo po czym znowu zaczyna się ściana ok. 15%. Znowu jadę zygzakami ale rytmicznie bez zatrzymywania się. W końcu wyjeżdżam na wypłaszczenie i docieram do schroniska Spindlerova Bouda. Tu czekam na Foxa który ma wielominutową stratę. Nie dał rady wyjechać na przełożeniu 30x25 i ostatnie 500m dał z buta bo mówi że był bliski zawału. Nie mam wątpliwości że był to najtrudniejszy podjazd z jakim miałem do czynienia w Polsce i zupełnie nie mam chęci na niego wrócić. Na 30x25 na pewno bym go nie wyjechał w obecnej formie. Po czeskiej stronie wita nas wiatr, zimno, mgła i mżawka. Ubieram się w cienką kurtkę przeciwdeszczową, czapkę zimową i rękawiczki z długimi palcami i rozpoczynamy zjazd. Droga taka sobie ale na szczęście szeroka ale z kolei jest mokro więc trzeba uważać. Szybko dojeżdżamy do Szpindlerowego Młyna gdzie zaczynam czuć że zaczęły mi przesiąkać buty. Dopiero teraz zakładam neoprenowe ochraniacze zamiast zrobić to na początku zjazdu. Cykamy parę fotek ale cały czas mży więc szybko uciekamy. Miejscowość wygląda bardzo ładnie i chętnie bym tu wrócił przy lepszej pogodzie. Po długim zjeździe do Vrchlabi jestem całkowicie wychłodzony i szczękam zębami. Tu zatrzymujemy się w przydrożnej knajpie, pijemy gorącą czekoladę i herbatę i dochodzimy do siebie. Stąd główną drogą przez Jablonec na Jizeru dojeżdżamy do Harrachova. Prawie cały czas mży. Stąd czeka nas jeszcze podjazd na Przełęcz Szklarską koło Jakuszyc. Mocno wymęczeni mijamy ją i niamla natychmiast po polskiej stronie pojawia się piękna pogoda i słońce. Stąd pięknymi zjazdami przejeżdżamy przez Szklarską Porębę do Piechowic gdzie skręcamy na nasze typowe kiepskie drogi bez pobocza i po kilku kilometrach dojeżdżamy do Podgórzyna. Tu dokręcam brakujące mi 1,5km do 100 i wypompowani wracamy do hotelu.
Ślad z GPS:
Cervenohorske Sedlo
Środa, 7 września 2011 Kategoria 2011 Jesieniki - Karkonosze
Km: | 60.10 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 02:38 | km/h: | 22.82 |
Pr. maks.: | 51.10 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 141141 ( 76%) | HRavg | 121( 65%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 694m | Sprzęt: Szosa (b'Twin Sport 3) | Aktywność: Jazda na rowerze |
W związku z koniecznością opuszczenia pokoju w pensjonacie do 12-tej zaplanowaliśmy krótką wycieczkę z jednym ale konkretnym podjazdem na przełęcz Cervenohorske Sedlo. Wyruszyliśmy o 7:30. Sucho ale zimno jak pies, 8 stopni i pochmurnie. Prognozy pogody niepewne. Zjechaliśmy z Velke Losiny do centrum Sumperka żeby podjechać ten podjazd zgodnie z trasą i profilem na Challenge BIG (http://challenge-big.eu/pl/big/839). Ma on stąd 33,4km długości i 712m przewyższenia. Z Sumperka jedziemy bardzo lajtowo, jako że zmęczenie po dwóch ciężkich dniach duże, przez Rapotin do Velkich Losin a następnie przejeżdżamy przez bardzo ładną miejscowość Loucna nad Desnou za którą po minięciu stacji narciarskiej Kouty nad Desnou rozpoczyna się właściwy podjazd. Podjazd nie jest trudny, jest sporo serpentyn ale nie ma więcej niż 6% nachylenia. Zatrzymuję się żeby zdjąć kurtkę a Fox jedzie dalej. Za jakiś czas go dochodzę i razem jedziemy lajtowo na szczyt przełęczy (1013m). Na górze wieje strasznie zimny wiatr więc zawijamy się w dół bardzo szybko po cyknięciu dwóch fotek. Świetny zjazd w dół, równe i szerokie asfalty. Niestety po drodze zaczynam mieć jakieś problemy z łańcuchem czy przerzutką więc zjeżdżam spokojnie nie kręcąc pedałami. Na dole staję ale nie mogę skojarzyć o co chodzi. Dopiero po dojechaniu do Foxa zatrzymujemy się i okazuje się że obluzowała się śruba mocująca przednią przerzutkę przez co się ona obniżyła i szlifuje po blacie. Po dokręceniu śruby szybko zjeżdżamy w dół wykazując dobry timing i przyjeżdżając 30 minut przed deszczem, pakujemy się, wciągamy szybką pizzę we włoskiej restauracji i przejeżdżamy 200km do Karpacza znów wykazując dobry timing i dojeżdżając do hotelu 15 minut przed końcem pory obiadowej w hotelu w którym uprzednio wykupiliśmy noclegi z obiadami.
Ślad z Garmina:
Ogólnie te 3 dni w Jesienikach bardzo nam się udały. Pocelowaliśmy bardzo dobrą kwaterę (Svihak Lazensky, Velke Losiny, http://www.ubytovani-losiny.cz/), mieliśmy bardzo dobrą pogodę i zaliczyliśmy trzy ciężkie podjazdy z bazy Challenge BIG. Na pewno jeszcze tu wrócimy bo drogi dobre i jest jeszcze wiele tras do eksplorowania. Bardzo dobrą decyzją była też wymiana pedałów Look Keo w szosówkach na zwykłe SPD przez co mogliśmy bez problemu chodzić, zwiedzać i robić zdjęcia.
Ślad z Garmina:
Ogólnie te 3 dni w Jesienikach bardzo nam się udały. Pocelowaliśmy bardzo dobrą kwaterę (Svihak Lazensky, Velke Losiny, http://www.ubytovani-losiny.cz/), mieliśmy bardzo dobrą pogodę i zaliczyliśmy trzy ciężkie podjazdy z bazy Challenge BIG. Na pewno jeszcze tu wrócimy bo drogi dobre i jest jeszcze wiele tras do eksplorowania. Bardzo dobrą decyzją była też wymiana pedałów Look Keo w szosówkach na zwykłe SPD przez co mogliśmy bez problemu chodzić, zwiedzać i robić zdjęcia.
Pradziad (Praded)
Wtorek, 6 września 2011 Kategoria Powyżej 100 km, 2011 Jesieniki - Karkonosze, Challenge BIG
Km: | 109.30 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:39 | km/h: | 23.51 |
Pr. maks.: | 65.70 | Temperatura: | 14.0°C | HRmax: | 168168 ( 90%) | HRavg | 133( 71%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1562m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Ponieważ w nocy lało wstaliśmy niepewni co do pogody. Okazało się że zaczyna świecić słońce a drogi szybko wysychają więc postanowiliśmy realizować przygotowany poprzedniego wieczora plan ataku na Pradziada, ciężką górę po czesku zwaną Praded. Chcieliśmy go podjechać w najtrudniejszej wersji z Karlovic czyli takiej jaka jest opisana na Challenge BIG (http://www.challenge-big.eu/pl/big/840) gdzie ma 26km długości i 1017m przewyższenia. Ponieważ z miejsca zakwaterowania (Velke Losiny) nijak się nie dało wytyczyć trasy mającej ok. 100 km na której trasie byłby rzeczony podjazd postanowiliśmy podjechać 30 km samochodem do miejscowości Stara Ves co jak się w końcu okazało było bardzo dobrym pomysłem. Wyruszyliśmy z parkingu o 9-tej przy temperaturze 14 stopni i pięknym słoneczku. Początkowo zjazd przez Rymarov gdzie Garmin nie może sobie poradzić ze znalezieniem drogi w wyniku czego jedziemy chwilę główną w stronę Bruntala. Po chwili orientuję się że coś jest nie tak i skręcamy w jakąś boczne i dojeżdżamy do zaplanowanej trasy którą Garmin wreszcie odnajduje. Stąd jedziemy pięknymi asfalcikami jak stół Velka Stahle, Bndlicna i Valsov dojeżdżając do Bruntal. To całkiem duże i niebrzydkie miasteczko ale jak to w mieście drogi takie sobie. Na rozjeździe GPS znowu głupieje ale po chwili zawracamy i wyjeżdżamy z Bruntala wspaniałym zjazdem z szerokim poboczem i lecimy tak że zapominam spojrzeć na GPS przez co mijamy krzyżowkę w którą mieliśmy skręcić w miescowości Nowe Herminowy. Nadkładamy przez to ze 2 km i wracamy żeby bardzo podłymi asfalcikami przez Konov i Siroka Niva dotrzeć do Karlovic skąd mamy rozpocząć podjazd na Praded. Do tego miejsca mamy średnią 30 i ok. 40 km w nogach z chęcią na mały popas. Niestety Karlovice to dziura i mijamy ją łapiąc za nią krótki podjazd a następnie ładnym zjazdem dojeżdzamy do Vrbno pod Pradedem. Tu chwilę odpoczywamy wciągając lody Magnum. Stąd zaczyna się tak naprawdę właścicwy podjazd pod Praded. Szybko robi się pod górkę ale okolica i asfalty ładne więc nam to mocno nie przeszkadza. Po raz kolejny GPS głupieje i gubimy drogę ale szybko wracamy i przez Ludvikov dojeżdżamy do miejscowości Karlova Studanka. Tu jakiś wesołek wpadł na pomysł upiększenia miasta i zrobił 2-3 km bruku. Na szczęście na końcu miejscowości przeszedł on w asfalt co mnie niezmiernie ucieszyło bo miałem już moment zwątpienia że cały podjazd będzie brukowy. Po paru km pod górę ukazuje się polana z parkingiem bez jakichkolwiek znaków że tu się skręca na Praded. Na szczęście tym razem nie gubimy drogi i po przjechaniu koło szlabanu rozpoczynamy najcięższą część podjazdu prowadzącą w lesie pięknym asfaltem. Fox szybko mi odjeżdża. Nachylenie nie schodzi ani razu poniżej 7% ale też nie wychodzi poza 9%. Niestety na zmęczeniu poprzednim dniem i ok. 60 km w nogach jazda idzie mi słabo. Okazuje się że zaczyna mi brakować koronek. Jedę cały czas na 30x25 żałując że nie zdążyłem przed wyjazdem wymienić kasety na leżącą w domu 13-29. Na koronce 25 nie daję rady jechać z kadencją wyższą niż 60 więc oceniam że nie ma się co napinać i jadę spokojnie z tętnem nie przekraczającym 150. Po 6km podjazdu ukazuje się duży parking na którym odpoczywa Fox. Ja również chętnie łapię chwilę oddechu i już razem wjeżdamy na sam szczyt. Tu chwilę robienia fotek na wieży widokowej, założenie kurtek i rozpoczynamy zjazd. Niestety drogą chodzi dużo ludzi, jeżdżą też samochody i widoczność wśród drzew słaba, dochodzą do tego niebezpieczne zakręty więc zjeżdżamy ostrożnie, niewiele więcej niż 60 chociaż możnaby się spokojnie rozpędzić do 100 jakby ktoś był samobójcą lub miał super technikę i odwagę. Wymroziło nas nieźle po drodze więc na dole chwila na zdjęcie kurtek i ruszamy dalej pięknym zjazdem przez Mala Moravka do skrętu na Horni Moravice. Tu zaczyna się nieduży podjazd składający się z dwóch części prowadzący wyjątkowo podłymi asfaltami do Rymarova. Jesteśmy obaj wyjechani i jazda pod górę, pod wiatr i po dziurach w tej fazie staje się wyjątkowo nieprzyjemna. Rymarov to cywilizowane miasteczko więc stajemy pod marketem chwilę odpocząć, wciągnąć Cole i loda. Stąd już szybkie ostatnie kilka km na parking w Starej Vsi gdzie zaparkowaliśmy samochód. Fox dokłada mi z 200m na ostaniej hopce. Jestem totalnie wyjechany. Ogólnie super dzień, super pogoda, w większości rewelacyjne drogi i piękne widoki i co najważniejsze bardzo cięzki podjazd na koncie i najwyższa wysokośc jaką osiągnąłem dotychczas na rowerze (1495m). W drodze powrotnej cieszymy się bardzo że nie musimy jeszcze 30 km pedałować do domu przez cieżką przełęcz znajdującą się na naszej drodze.
Suchy Vrch
Poniedziałek, 5 września 2011 Kategoria Powyżej 100 km, 2011 Jesieniki - Karkonosze, Challenge BIG
Km: | 105.20 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:25 | km/h: | 23.82 |
Pr. maks.: | 55.10 | Temperatura: | 25.0°C | HRmax: | 165165 ( 89%) | HRavg | 136( 73%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1309m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Pierwszy dzień pobytu w Jesienikach. Po porządnym wyspaniu się i zjedzeniu śniadania narychtowaliśmy z Foxem szosówki i koło 9-tej wyruszyliśmy. Piękna pogoda, około 25 stopni i słonecznie. Wyjazd z miejscowości Velke Losiny gdzie się zakwaterowaliśmy z zamiarem zdobycia jednego z trzech najtrudniejszych podjazdów w okolicy, Suchego Wierchu, położonego w Górach Orlickich.
Z początku trochę pod wiatr. Jedziemy przez Rapotin do Sumperku który jest największym miastem w okolicy. Miasto nieładne, drogi takie sobie. Dalej przez Bludov, Chromec, Klasterec. Odtąd bardzo ładny kawałek drogi wzdłuż ładnych górek z pięknie przystrzyżonymi trawami i belami siana leżącymi na przedgórzu. Mijamy Olsany i Busin i podjeżdżamy bardzo ładnymi serpentynami do Bukovic. Stąd przez Mlynicky Dvur i Bila Voda do Cervena Voda gdzie po skręcie na rondzie rozpoczyna się podjazd świętnym asfaltem na przełęcz Cervenohorske Sedlo. Tu po chwili odpoczynku podjeżdżamy podłym asfaltem ostatnie 4 km na Suchy Vrch na wysokość 997 metrów. Całkowita długość podjazdu od Bludova 32,5km, przewyższenie 703m. Stąd po chwili odpoczynku najpierw wolno żjeżdzamy na przełęcz a piękny zjazd z pełną prędkością po serpentynach w dół do Cervena Voda. Tu skręcamy na Kraliky i przez Cerveny Potok ropoczynamy zjazd przepięknym fragmentem drogi wzdłuż Zlatego Potoku do miejscowości Hanusovice. Tu odbijamy na Jindrichov żeby nie musiec wracać przez Sumperk i wsiami przez Puste Zibridovice i Zarova przedzieramy się przez dwie górki żeby w końcu wylądować w Velkich Losinach. Ponad 1200m przewyższenia. Generalnie nie miałem mocy. Jechałem ciągle za Foxem w niedużej odległości niczym żona Japończyka tylko na zjadach udawało mi się go przeganiać. Ale też sie nie napinałem mając przed sobą perspektywę kolejnych dni.
Ślad z Garmina:
Z początku trochę pod wiatr. Jedziemy przez Rapotin do Sumperku który jest największym miastem w okolicy. Miasto nieładne, drogi takie sobie. Dalej przez Bludov, Chromec, Klasterec. Odtąd bardzo ładny kawałek drogi wzdłuż ładnych górek z pięknie przystrzyżonymi trawami i belami siana leżącymi na przedgórzu. Mijamy Olsany i Busin i podjeżdżamy bardzo ładnymi serpentynami do Bukovic. Stąd przez Mlynicky Dvur i Bila Voda do Cervena Voda gdzie po skręcie na rondzie rozpoczyna się podjazd świętnym asfaltem na przełęcz Cervenohorske Sedlo. Tu po chwili odpoczynku podjeżdżamy podłym asfaltem ostatnie 4 km na Suchy Vrch na wysokość 997 metrów. Całkowita długość podjazdu od Bludova 32,5km, przewyższenie 703m. Stąd po chwili odpoczynku najpierw wolno żjeżdzamy na przełęcz a piękny zjazd z pełną prędkością po serpentynach w dół do Cervena Voda. Tu skręcamy na Kraliky i przez Cerveny Potok ropoczynamy zjazd przepięknym fragmentem drogi wzdłuż Zlatego Potoku do miejscowości Hanusovice. Tu odbijamy na Jindrichov żeby nie musiec wracać przez Sumperk i wsiami przez Puste Zibridovice i Zarova przedzieramy się przez dwie górki żeby w końcu wylądować w Velkich Losinach. Ponad 1200m przewyższenia. Generalnie nie miałem mocy. Jechałem ciągle za Foxem w niedużej odległości niczym żona Japończyka tylko na zjadach udawało mi się go przeganiać. Ale też sie nie napinałem mając przed sobą perspektywę kolejnych dni.
Ślad z Garmina: