Przełęcz Karkonoska + Przełęcz Szklarska
Piątek, 9 września 2011 Kategoria Powyżej 100 km, 2011 Jesieniki - Karkonosze, Challenge BIG
Km: | 100.00 | Km teren: | 0.00 | Czas: | 04:34 | km/h: | 21.90 |
Pr. maks.: | 56.30 | Temperatura: | 8.0°C | HRmax: | 165165 ( 89%) | HRavg | 130( 70%) |
Kalorie: | kcal | Podjazdy: | 1635m | Aktywność: Jazda na rowerze |
Po przejechaniu ok. 200 km samochodem z Jesieników do Karpacza i dniu przerwy który upłynął na relaksowaniu się w Aquaparku hotelu Gołębiewski w którym zamieszkaliśmy, postanowiliśmy zmierzyć się z podjazdem uważanym za najcięższy podjazd szosowy w Polsce czyli przełęczą Karkonoską. Prognoza pogody zapowiadała możliwe przelotne opady i temperaturę trochę poniżej 20 stopni. Po wciągnięciu pysznego hotelowego śniadania zaczynamy się zbierać o wpół do ósmej rano. Na balkonie 8 stopni więc ubieramy się w podkoszulki termiczne z długim rękawem i koszulki rowerowe z długim rękawem na to i nogawki. Ponieważ udało mi się zorganizować w międzyczasie kasetę 13-29 która szczęśliwie dotarła w ekspresowym tempie kurierem do hotelu wyjechaliśmy samochodem umówieni z mechanikiem rowerowym w Karpaczu na zmianę kasety. Wymiana poszła szybko więc następnie zjechaliśmy samochodem do Podgórzyna gdzie zostawiliśmy samochód na stacji Orlen.
Stąd ruszamy przez Przesiekę. Od początku jest pod górę. Początkowo delikatnie ale szybko robi się coraz bardziej stromo. Asfalt dobry ale wąski, w jakimś momencie na dojeździe do zakrętu robi się prawie 16% nachylenia. Fox prosi o przerwę. Po chwili wjeżdżamy na totalnie dziadowską, wąziutką asfaltową dróżkę z napisamy 4000m i 20% na początku. Widok w górę mało zachęcający, po prostu ściana. Zaczynam jechać zygzakami ale zacząłem za ostro, tętno skacze mi za wysoko i mnie przytyka. Muszę stanąć. Mija mnie Fox który staje 200m wyżej łapiąc oddech. Ruszam po chwili i tym razem jadę znacznie spokojniej i zaczynam łapać rytm. Zaczyna świecić słońce, jestem totalnie spocony i zaczynam żałować że się lżej nie ubrałem. Mijam Foxa i ciągnę w górę spokojnie zygzakami. Nachylenie praktycznie nie schodzi poniżej 14%. Po kilkuset metrach zaczyna się lekkie wypłaszczenie i robi się ok 7%. Ten kilometr przejeżdżam łatwo po czym znowu zaczyna się ściana ok. 15%. Znowu jadę zygzakami ale rytmicznie bez zatrzymywania się. W końcu wyjeżdżam na wypłaszczenie i docieram do schroniska Spindlerova Bouda. Tu czekam na Foxa który ma wielominutową stratę. Nie dał rady wyjechać na przełożeniu 30x25 i ostatnie 500m dał z buta bo mówi że był bliski zawału. Nie mam wątpliwości że był to najtrudniejszy podjazd z jakim miałem do czynienia w Polsce i zupełnie nie mam chęci na niego wrócić. Na 30x25 na pewno bym go nie wyjechał w obecnej formie. Po czeskiej stronie wita nas wiatr, zimno, mgła i mżawka. Ubieram się w cienką kurtkę przeciwdeszczową, czapkę zimową i rękawiczki z długimi palcami i rozpoczynamy zjazd. Droga taka sobie ale na szczęście szeroka ale z kolei jest mokro więc trzeba uważać. Szybko dojeżdżamy do Szpindlerowego Młyna gdzie zaczynam czuć że zaczęły mi przesiąkać buty. Dopiero teraz zakładam neoprenowe ochraniacze zamiast zrobić to na początku zjazdu. Cykamy parę fotek ale cały czas mży więc szybko uciekamy. Miejscowość wygląda bardzo ładnie i chętnie bym tu wrócił przy lepszej pogodzie. Po długim zjeździe do Vrchlabi jestem całkowicie wychłodzony i szczękam zębami. Tu zatrzymujemy się w przydrożnej knajpie, pijemy gorącą czekoladę i herbatę i dochodzimy do siebie. Stąd główną drogą przez Jablonec na Jizeru dojeżdżamy do Harrachova. Prawie cały czas mży. Stąd czeka nas jeszcze podjazd na Przełęcz Szklarską koło Jakuszyc. Mocno wymęczeni mijamy ją i niamla natychmiast po polskiej stronie pojawia się piękna pogoda i słońce. Stąd pięknymi zjazdami przejeżdżamy przez Szklarską Porębę do Piechowic gdzie skręcamy na nasze typowe kiepskie drogi bez pobocza i po kilku kilometrach dojeżdżamy do Podgórzyna. Tu dokręcam brakujące mi 1,5km do 100 i wypompowani wracamy do hotelu.
Ślad z GPS:
Stąd ruszamy przez Przesiekę. Od początku jest pod górę. Początkowo delikatnie ale szybko robi się coraz bardziej stromo. Asfalt dobry ale wąski, w jakimś momencie na dojeździe do zakrętu robi się prawie 16% nachylenia. Fox prosi o przerwę. Po chwili wjeżdżamy na totalnie dziadowską, wąziutką asfaltową dróżkę z napisamy 4000m i 20% na początku. Widok w górę mało zachęcający, po prostu ściana. Zaczynam jechać zygzakami ale zacząłem za ostro, tętno skacze mi za wysoko i mnie przytyka. Muszę stanąć. Mija mnie Fox który staje 200m wyżej łapiąc oddech. Ruszam po chwili i tym razem jadę znacznie spokojniej i zaczynam łapać rytm. Zaczyna świecić słońce, jestem totalnie spocony i zaczynam żałować że się lżej nie ubrałem. Mijam Foxa i ciągnę w górę spokojnie zygzakami. Nachylenie praktycznie nie schodzi poniżej 14%. Po kilkuset metrach zaczyna się lekkie wypłaszczenie i robi się ok 7%. Ten kilometr przejeżdżam łatwo po czym znowu zaczyna się ściana ok. 15%. Znowu jadę zygzakami ale rytmicznie bez zatrzymywania się. W końcu wyjeżdżam na wypłaszczenie i docieram do schroniska Spindlerova Bouda. Tu czekam na Foxa który ma wielominutową stratę. Nie dał rady wyjechać na przełożeniu 30x25 i ostatnie 500m dał z buta bo mówi że był bliski zawału. Nie mam wątpliwości że był to najtrudniejszy podjazd z jakim miałem do czynienia w Polsce i zupełnie nie mam chęci na niego wrócić. Na 30x25 na pewno bym go nie wyjechał w obecnej formie. Po czeskiej stronie wita nas wiatr, zimno, mgła i mżawka. Ubieram się w cienką kurtkę przeciwdeszczową, czapkę zimową i rękawiczki z długimi palcami i rozpoczynamy zjazd. Droga taka sobie ale na szczęście szeroka ale z kolei jest mokro więc trzeba uważać. Szybko dojeżdżamy do Szpindlerowego Młyna gdzie zaczynam czuć że zaczęły mi przesiąkać buty. Dopiero teraz zakładam neoprenowe ochraniacze zamiast zrobić to na początku zjazdu. Cykamy parę fotek ale cały czas mży więc szybko uciekamy. Miejscowość wygląda bardzo ładnie i chętnie bym tu wrócił przy lepszej pogodzie. Po długim zjeździe do Vrchlabi jestem całkowicie wychłodzony i szczękam zębami. Tu zatrzymujemy się w przydrożnej knajpie, pijemy gorącą czekoladę i herbatę i dochodzimy do siebie. Stąd główną drogą przez Jablonec na Jizeru dojeżdżamy do Harrachova. Prawie cały czas mży. Stąd czeka nas jeszcze podjazd na Przełęcz Szklarską koło Jakuszyc. Mocno wymęczeni mijamy ją i niamla natychmiast po polskiej stronie pojawia się piękna pogoda i słońce. Stąd pięknymi zjazdami przejeżdżamy przez Szklarską Porębę do Piechowic gdzie skręcamy na nasze typowe kiepskie drogi bez pobocza i po kilku kilometrach dojeżdżamy do Podgórzyna. Tu dokręcam brakujące mi 1,5km do 100 i wypompowani wracamy do hotelu.
Ślad z GPS: